Widok na Ama Dablam i Taboche
Azja,  Góry,  Himalaje - Everest Base Camp,  Nepal,  Podróże

Everest Base Camp i Gokyo Ri – Trekking w Nepalu cz.2

Druga część opisu trekkingu do bazy pod Mount Everest – Everest Base Camp (EBC) przez Gokyo Ri i Chola Pass. Opis części pierwszej – początek trasy z Lukli aż do Gokyo pod tym linkiem.

Dzień 8: odpoczynek w Tagnag

Nowy tydzień rozpoczynamy od dnia odpoczynku w Tagnag (4700m). Wczorajsze wejście na Gokyo Ri (5375m) dało o sobie znać, a dzięki obniżeniu wysokości mamy nadzieję zregenerować trochę sił. Przed nami jeszcze najwyższy punkt wyprawy.

Dzień spędzamy na opalaniu (w ciągu dnia na takiej wysokości słońce grzeje bardzo mocno – konieczne są okulary wysokogórskie!) oraz spacerach po okolicy. Po zmroku próbuję także pierwszych nocnych zdjęć w górach.

Dzień 9: Tagnag – Chola Pass – Dzonglha

Etap 1: Tagnag – Chola Pass

To jeden z najbardziej wymagających dni trekkingu. Wstajemy około 4 rano, jeszcze przed wschodem słońca. Przed nami wejście na przełęcz Chola Pass (5420m) i wędrówka do Dzonghli (4845m), gdzie mamy nocleg.

Rano temperatura wynosi około -20 stopni. Konieczne jest posiadanie czołówki. Idziemy w kierunku wschodnim, więc słońce jeszcze chowa się za górami. Czekam z utęsknieniem na pierwsze promienie słońca. Idziemy w zwartej grupie, aż do momentu ujrzenia przełęczy. Podejście wygląda na niesamowicie strome – pytam się naszego przewodnika, czy możliwe jest wejście bez sprzętu wspinaczkowego. On odpowiada, że jak najbardziej, jedynie jest to przejście zbyt strome i niebezpieczne dla jaków. Spotykamy tu też więcej turystów, którzy idą w przeciwną stronę.

Podejście na przełęcz Chola Pass jest bardzo męczące. Dalej idziemy w cieniu, także moje ręce powoli tracą czucie. Trasa jest stroma, często trzeba wspomagać się rękoma. Nie polecałabym jej dla bardzo początkujących osób. Dodatkowo sprawę utrudnia wysokość, choć po aklimatyzacji na Gokyo Ri jest dużo łatwiej oddychać. Po 6 godzinach docieram na przełęcz, gdzie wspólnie cieszymy się naszym osiągnięciem. To najwyższy do tej pory punkt na ziemi na którym byłam! Mamy stąd piękny widok na Himalaje. Świeci też słońce, więc możemy się wygrzać w jego promieniach.

Dalsza wędrówka prowadzi przez lodowiec, tym razem jest on pokryty lodem. Jednak przejście tego odcinka zajmuje nam tylko około godziny i w tamtym momencie nie potrzebny był nam sprzęt zimowy. To jedyny śnieg i lód jaki napotkaliśmy w czasie trekkingu.

Etap 2: Chola Pass – Dzonghla

Po przejściu przez lodowiec docieramy do punktu widokowego, z którego rozpościera się przepiękna panorama. Dosłownie zapiera dech w piersiach.Na wprost patrzymy na Ama Dablam, po prawej mamy Taboche, a między nimi szeroką rozległą dolinę, w której widać też malownicze jeziorko. Moim zdaniem to najpiękniejszy widok na całym trekkingu, a nawet najpiękniejszy jaki widziałam w życiu. Robimy tu przerwę, aby nacieszyć się widokiem.

Po przerwie niechętnie ruszamy w dół. Musimy jeszcze zejść do doliny i przejść nią do lodgy w Dzonghli a robi się późno. Po kilku godzinach docieramy na miejsce. Lodga w Dzonghli trochę rozczarowuje. To była najdłuższa trasa jaką pokonujemy, ale dla tych widoków było warto. Zaczynam czuć bliskość głównego szlaku do Everest Base Camp, gdyż ceny zaczynają sporo rosnąć.

Dzień 10: Dzonglha – Lobuche (Piramida)

Kolejnego dnia dostajemy informację od przewodnika, że wszystkie miejsca noclegowe w Lobuche (4910m) są zajęte. Możemy wybrać alternatywę – hotel w stacji badawczej Piramid International Laboratory (5050m). Musimy trochę dopłacić, jednak w cenę wliczony jest gorący prysznic i ogrzewanie pokojów. Dodatkowo na kolację można wybrać danie z kurczakiem (w Nepalu jeszcze jadłam mięso, choć tuż po powrocie, między innymi dzięki tej wyprawie przestałam), gdyż zapasy dostarczane są tu helikopterem, a w pozostałych lodgach nieżywe już zwierzęta transportowane są na grzbiecie jaków nawet przez kilka dni. Ta perspektywa wydaje się rajem i z samego rana ruszamy pełni nadziei na luksusowy nocleg w ciepłym hotelu.

Z Dzonghli ruszamy w kierunku głównego szlaku do Everest Base Camp. Mijamy piękne jezioro Chola Tso i górujący nad nim szczyt Taboche, którego widok towarzyszył nam od kilku dni. Na głównej trasie spotykamy bardzo dużo ludzi. Po naszej praktycznie samotnej wyprawie wydaje się to autostradą do EBC. Trzeba uważać na turystów, jaki niosące bagaże oraz na kurz unoszący się wraz z wiatrem. Zasłanianie ust i nosa jest niezbędne na tym etapie trekkingu.

Widoki nadal są niesamowicie imponujące, chociaż panorama zmienia się, gdyż szlak prowadzi na północ. Możemy podziwiać przepiękną górę Pumori (7161m) wraz z górami na granicy nepalsko-chińskiej. Mijamy wioskę Lobuche i idziemy wyżej. To będzie pierwsza noc na wysokości powyżej 5tys. metrów.

Na miejscu marzenia o 5-gwiazdkowym hotelu pryskają. Jednak warunki jak na wysokie Himalaje są wyśmienite. W pokojach są grzejniki, można wziąć gorący prysznic. Są nawet suszarki do włosów. Dodatkowo jesteśmy oprowadzeni po laboratorium przez jednego z naukowców.

Dzień 11: Piramida – Gorakshep – Everest Base Camp

Etap 1: Piramida – Gorakshep

Kolejnego dnia ruszamy do Gorakshep (5165m), czyli ostatniej wioski przed Everest Base Camp. Droga jest spokojna, podziwiam górujące nad szlakiem 7-tysięczniki oraz lodowiec Khumbu. W Gorakshep robimy przerwę na obiad i odpoczynek. W Gorakshep, ze względu na swoje położenie, nie ma wody bieżącej. I dlatego np. zęby można umyć tylko w tej butelkowanej. Również wszystkie ceny są odpowiednio wysokie. To najwyżej położony nocleg na naszej trasie.

Etap 2: Goraksep – Everest Base Camp

Po obiedzie, jeszcze tego samego dnia ruszymy zobaczyć bazę pod Mount Everest. W miarę zbliżania wyłania się też czubek najwyższej góry świata. Jednak gdy dochodzimy do Everest Base Camp (5364m) już go nie widać.

W październiku bardzo rzadko organizuje się wyprawy na szczyt, także baza jest tylko stertą kamieni na lodowcu. A o jej położeniu informują nepalskie flagi i pamiątkowy kamień. Jednak w tym momencie wyobrażam sobie jak ważne dla historii himalaizmu jest to miejsce. Od teraz mam punkt odniesienia jak to wszystko wygląda. To jest chyba jeden z tych celów podróży: przeżyć coś, zobaczyć na własne oczy.

Powoli robi się późno i widzimy podnoszące się z niższych terenów chmury. Wracamy do Gorakshep jeszcze obserwując zachodzące słońce, oświetlające Nuptse (7861m).

Dzień 12: Gorakshep – Pangboche

Tego dnia mieliśmy zaplanowane poranne wejście na Kala Patthar (5648m), jednak prawie nikt z naszej ekipy nie ma chęci się tam wybierać. Tylko jeden uczestnik poszedł razem z nepalskim opiekunem. Ja jestem już nieźle zmęczona przebywaniem na tak dużej wysokości. Zaczynają się marzenia o ciepłym prysznicu i wodzie w kranie, czy o pysznym jedzeniu które czeka w Kathmandu.

Pierwszego dnia powrotu idziemy do Pangboche (3930m). Oznacza to zejście ponad 1200m w pionie. To długa wędrówka, jednak po drodze mijamy symboliczny cmentarz dla himalaistów, którzy zginęli w Himalajach. Znajdują się tam m.in. memoriały Scotta Fishera czy Anatolija Bukriejewa. Niestety memoriał Jerzego Kukuczki znajduje się trochę dalej i nie jest na naszej trasie.

Dalej idziemy szeroką doliną w kierunku Ama Dablam. Ta ogrom przestrzeni również wywarła na mnie niesamowite wrażenie. Powoli zaczynam dostrzegać roślinność, choć na początku jest to tylko sucha trawa. Dochodzimy do górskiego potoku i momentalnie po przekroczeniu granicy 4tys. metrów zaczynają pojawiać się pierwsze zielone i czerwone kolory. Po tygodniu patrzenia na skały i śnieg ta zieleń robi niesamowite wrażenie. Dosłownie czuć jak tlen daje życie. Nam też oddycha się już dużo lepiej.

Dzień 13: Pangboche – Namche Bazaar

Kolejnego dnia ruszam z Pangboche pełna sił. Pierwszym przystankiem jest buddyjski klasztor w Tengboche (3867m). Mamy okazję obserwować jedną z codziennych modlitw w klasztorze. Roztacza się stąd również przepiękny widok na Ama Dablam.

Ruszamy w dół w kierunku znanego już Namcze Bazaar (3440m). Organizm dostaje coraz większą ilość tlenu. Powoduje to również małą głupawkę – śmiech ze wszystkiego. Na trasie jest też coraz więcej roślinności.

W Namcze Bazaar mamy pierwszy kontakt z cywilizacją. Udajemy się na poszukiwania słynnej niemieckiej piekarni Hermann Helmers, aby zjeść coś innego niż ryż z warzywani lub makaron z warzywami. Na szczęście jest otwarta i możemy rozkoszować się słodkimi wypiekami oraz darmowym wifi 😉

Dzień 14: Namche Bazaar – Lukla

Z Namche Bazaar ruszamy znaną nam już trasą do Lukli. Czuć już koniec trekkingu, mijamy turystów dopiero co rozpoczynających przygodę w Himalajach. Wędrówka jest długa, jednak aklimatyzacja dodaje nam lekkości w marszu. Do Lukli dochodzę w godzinach popołudniowych z jednej strony szczęśliwa z przeżytej przygody, z bliskości gór. Z drugiej to już koniec i ostatnia noc w górach. Tutaj też dziękujemy i żegnamy się z naszymi porterami.

Dzień 15: Powrót do Kathmandu

Samolot do Katmandu mamy z samego rana, kiedy są najlepsze warunki pogodowe. Jeszcze ostatni raz z samolotu obserwuję najwyższe szczyty świata.

To był niesamowity trekking. Mój pierwszy wielodniowy trekking. Jestem bardzo wdzięczna, że mogłam wziąć w nim udział. Pozdrawiam też całą ekipę i przewodnika Hariego, z którym spędziliśmy wspólnie zarówno te momenty trudne, jak i te radosne.

Trekking w Himalajach na pewno wymaga wysiłku, jednak nie jest aż tak nieosiągalny jakby mogło się wydawać 🙂 A te niesamowite widoki i odczucie potęgi gór wynagradzają każdy wysiłek 🙂

Jeśli ten post uważasz za przydatny i masz ochotę wesprzeć moje działania, możesz postawić mi kawę klikając w link poniżej. Dziękuję!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Cześć! Mam na imię Zuza. Uwielbiam podróżować, chodzić po górach i ćwiczyć jogę. Moim ulubionym kierunkiem jest Hiszpania, przeszłam tam kilka dróg Camino de Santiago. Stworzyłam ten blog aby dzielić się swoimi doświadczeniami z podróży.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *