Gokyo Re
Azja,  Góry,  Himalaje - Everest Base Camp,  Nepal,  Podróże

Everest Base Camp i Gokyo Ri – Trekking w Nepalu cz.1

O trekkingu w Nepalu pierwszy raz usłyszałam na prezentacji w warszawskiej kawiarni Południk Zero pod koniec 2017 roku. Padło tam zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: Himalaje wcale nie są takie niedostępne, wystarczy chcieć i dobrze się przygotować. Do domu wróciłam pełna zapału, rozmyślając o Himalajach. Parę dni później na jednej z grup podróżniczych dostrzegłam ogłoszenie o wyjeździe w Himalaje na trekking do bazy pod Mount Everest, czyli Everest Base Camp (EBC) przez jezioro Gokyo i szczyt Gokyo Ri. Nie zastanawiając się długo zgłosiłam się, choć wyjazd miał się odbyć dopiero za 10 miesięcy. I między innymi właśnie w ramach przygotowań zaczęłam częściej jeździć w Tatry i totalnie pokochałam górskie wędrówki.

Podstawowe informacje o trekkingu

Do Nepalu pojechałam w październiku 2018. Była to moja pierwsza podróż do Azji. Jesień i wiosna to najlepszy okres na trekking w Himalajach. Latem wędrówkę utrudnić nam może monsun, a zimą śnieg. Trekking odbywa się w Parku Narodowym Sagarmatha. Na wyprawę wybrałam się w grupie 8-osobowej razem z przewodnikiem i 4 tragarzami (każdy z tragarzy niósł bagaże 2 osób po około 10 kilogramów). Dodatkowo mój plecak ważył około 5-6 kilogramów.

Trekking do bazy pod Mount Everest drogą przez Gokyo Ri trwał 15 dni (w tym 2 dni przerw na regenerację w górach). W górach śpimy w lodgach (schroniskach lub hotelach dla turystów), przeważnie w pokojach 2-osobowych. W większości miejsc można wykupić dodatkowo ciepły prysznic, gorącą wodę do picia lub herbatę, dostęp do Wi-Fi lub dostęp do kontaktu, aby podładować elektronikę. Każde schronisko posiada też salę jadalną, gdzie zjemy śniadanie i obiad/kolację. Możemy też się tam ogrzać przy piecyku, poczytać lub na przykład pograć w karty z kompanami podróży.

Poniżej opis poszczególnych dni treku.

Dzień 1: lot do Lukli i trekking do Phakding

Pierwszego dnia trekkingu lecimy z Katmandu (1340m) do położonej w górach Lukli (2840m). Znajduje się tam jedno z najbardziej niebezpiecznych lotnisk świata, gdyż pas startowy jest bardzo krótki i kończy się urwiskiem. Lot trwa około pół godziny. Najbardziej ekscytujące jest oczywiście lądowanie połączone z modlitwami o przeżycie. Dodatkowo z samolotu możemy podziwiać wspaniały widok na Himalaje z lotu ptaka.

Na lotnisko jedziemy z samego rana, kiedy warunki są najstabilniejsze. Lot odbywa się małym kilkunastoosobowym samolotem. Po szczęśliwym lądowaniu, czekamy na przylot drugiej części ekipy, która miała zaplanowany lot kolejnym samolotem. A my udajemy się na zwiedzanie wioski. W Lukli jest wiele sklepów, gdzie możemy zaopatrzyć się w potrzebny sprzęt jeśli o czymś zapomnieliśmy. Czas oczekiwania przedłuża się, ze względu na pogarszające się warunki pogodowe. Zaczynamy się martwić czy nasi znajomi dołączą do nas tego dnia. Przecież zostały nam jeszcze 4 godziny trekkingu. Dopiero po południu, po kilku godzinach czekania samolot otrzymał zielone światło na start. Nasza ekipa łączy się ponownie i może wyruszyć na himalajski szlak. Robi się jednak coraz później i większość trasy pokonujemy po ciemku, więc bardzo przydają się czołówki. Po dotarciu do lodgy rozkoszujemy się wspólną kolacją i pobytem w Himalajach.

Dzień 2: Phakding – Namche Bazaar

Drugiego dnia mamy do pokonania sporą różnicę wysokości, gdyż Namcze Bazaar leży na poziomie 3440m. Oznacza to przewyższenie 640m, a rekomendowany dzienny przyrost wysokości wynosi 400m. Ruszamy około godziny 8, gdy słońce już wychodzi zza gór i powietrze zaczyna się ogrzewać.

Najpierw droga prowadzi wzdłuż górskiego potoku Dudh Koshi. Krajobraz jest soczysty, zielony. Woda czysta, rwąca. Aby dostać się na drugą stronę potoku musimy przejść małym wiszącym mostem zawieszonym kilkadziesiąt metrów nad ziemią. Za pierwszym razem jest ciężko, konstrukcja nie wygląda zbyt stabilnie i bardzo się buja. Jednak każde kolejne szczęśliwe pokonanie przeszkody umacnia mnie w wierze, że jednak dam radę przejść.

Po drodze mijamy małe wioski, w każdej jest kilka restauracji i małych sklepików gdzie można kupić przekąskę lub butelkę wody czy napoju. Słońce świeci mocno. W połowie marszu zatrzymujemy się na przerwę w jednej z restauracji aby napić się popularnej tu herbaty Ginger Lemon Honey Tea (herbata z dużym dodatkiem imbiru, miodu i cytryny), która pomaga naszym organizmom oswoić się z coraz większą wysokością.

Po drodze mijamy sporą ilość turystów, tragarzy, jaków i osiołków niosących bagaże i zaopatrzenie do schronisk. Październik to szczyt jesiennego sezonu, najłatwiej wtedy o piękną pogodę i bezchmurne niebo. I tak w wielkim pochodzie idziemy aż do Namcze Bazaar. Tuż przed wejściem do miasteczka razem z kolegą oddzielamy się od grupy i gubimy. Po kilkudziesięciu minutach szwendania się odnajduje nas jeden z porterów i bezpiecznie odprowadza do wybranego hotelu.

W Namcze Bazaar zostajemy 2 noce, aby organizm powoli aklimatyzował się do wysokości. Ze względu na rozmiary miasteczka Namcze nazywane jest też stolicą szerpów. To tu możemy zrobić ostatnie zakupy brakującego sprzętu, kupić świeże bułeczki, leki czy pójść do prawdziwego pubu.

Dzień 3: odpoczynek w Namcze Bazaar

Kolejny dzień przeznaczamy na wyprawę na punkt widokowy Mount Everest. Już pierwsze kroki z Namcze Bazaar dają nam odczuć, że znajdujemy się daleko od poziomu morza. Zaczyna się zadyszka, tempo marszu zwalnia.

Punkt widokowy znajduje się w hotelu Everest View na wysokości 3880m npm. Możemy tam wypić gorącą herbatę podziwiając najwyższy szczyt świata. My jednak nie mamy tyle szczęścia, gdyż wysokie góry przykryte są chmurami. Wyczekujemy jakichś prześwitów, jednak tym razem wracamy do Namcze Bazaar bez ujrzenia Mount Everest. W drodze powrotnej mijamy pomnik Tenzinga Norgaya – nepalskiego himalaisty, który wraz z Edmundem Hillarym pierwszy zdobył najwyższy szczyt świata.

Dzień 4: Namcze Bazaar – Dole

Kolejnego dnia odłączamy się od głównego szlaku do Everest Base Camp i ruszamy w stronę jeziora Gokyo. Dla nas oznacza to opuszczenie tłumów turystów i spokojne cieszenie się własnym towarzystwem przez kolejne dni. Dzień jest bardzo wymagający a trasa długa. Dole znajduje się na wysokości 4110m. Jednak tym razem mamy szczęście i odsłania nam się widok na najbliższe góry, a czasem nawet można dojrzeć Mount Everest. Największe wrażenie robi na mnie Ama Dablam (6812m) – piękna góra o charakterystycznym kształcie.

Z każdym przyrostem wysokości krajobraz zmienia się na bardziej surowy. Coraz mniej jest drzew i krzewów. Z czasem zamieniają się one w wielkie trawniki. Znajdujemy się też coraz bliżej 5 i 6-tysięczników. Góry dosłownie onieśmielają swoją bliskością, potęgą i surowością.

Do malutkiej wioski dochodzimy po długich godzinach marszu. Pogoda zaczyna się pogarszać i pojawiają się chmury. Wraz z wysokością jest też coraz zimniej.

Dzień 5: Dole – Machhermo

Tą noc spędzamy powyżej 4000m, co znaczy że wysokość daje się we znaki. Zaczyna boleć głowa, coraz ciężej się oddycha. Rano ruszamy do Machhermo, znajdujące się na wysokości 4470m npm., co oznacza 400 metrów przewyższenia. Tego dnia większość gór przykrytych jest chmurami. Powoli idziemy do przodu. Temperatura wieczorami mocno spada, więc jedynym ratunkiem jest albo schowanie się do ciepłego śpiwora albo gra w karty w jadalni przy palniku (oczywiście nie ma tu drzew, więc za opał służą odchody jaka).

Dzień 6: Machermo – Gokyo

W ten zimny poranek po wygrzebaniu się ze śpiworów i solidnym śniadaniu ruszamy do jednego z celów trekkingu, czyli jeziora Gokyo Tsho (4750m) nad którym góruje szczyt Gokyo Ri . Krajobraz z minuty na minutę coraz bardziej zachwyca. Natura jest coraz bardziej surowa i nie ma tu już terenów zielonych.

Tego dnia mamy okazję po raz pierwszy zobaczyć z taką klarownością 8-tysięcznik Czo Oju (8188m). Jest to szósty pod względem wysokości najwyższy szczyt świata. Jego potężna białą czapa lodu wyraźnie odznacza się w krajobrazie.

Podczas trekkingu przechodzimy obok 3 jezior. Przy pierwszym najmniejszym jeziorku Longpong Tsho (4650m) kończy się morena lodowca Ngozumpa Glacier. Jest to jeden z najdłuższych lodowców w Nepalu, który zaczyna się 20 kilometrów dalej, pod stokami Czo Oju. Mijamy drugie jezioro Taujung Tsho (4730m) i dochodzimy do kolejnego jeziora Gokyo Tsho (lub inaczej Dudh Pokhari – 4750m). Kolor wody jest niesamowity. Nad jeziorem górują 6-tysięczniki. Na krańcu jeziora znajduje się mała wioska Gokyo, za którą możemy podziwiać Czo Oju. Na lewo od 8-tysięcznika widzimy też cel na kolejny dzień – Gokyo Ri.

Warunki w wiosce są dużo bardziej komfortowe, niż gdziekolwiek od opuszczenia Namcze Bazaar. Jest tu kawiarnia, gdzie sprzedają świeże bułeczki i ciasta. Z radością biorę też ciepły prysznic. Te małe rzeczy muszą wystarczyć na regenerację organizmu, bo jutro z samego rana ruszam na podbój mojego pierwszego 5-tysięcznika.

Dzień 7: Gokyo Ri i Tagnag

Dzień rozpoczynamy pobudką około godziny 4 rano. Mamy plan wejść na szczyt Gokyo Ri (5375m) i tam zobaczyć wschód słońca. Droga prowadzi zakosami pod górę. Wysokość robi swoje i moje tempo znacznie zwalnia. Do tego stopnia, że wschód oglądam nieco poniżej szczytu. Jednak widok również jest przepiękny.

Pierwsze promienie padają na najwyższy szczyt ziemi. Z tej perspektywy dokładnie widać, że jest nim Mount Everest (8850m) o kształcie piramidy. Zaraz potem podświetlone zostają wierzchołki innych 8-tysięczników: Lhotse (8516m) i Makalu (8463m). Cała trójka wygląda jakby płonęła ogniem. Dopiero po kilkunastu minutach słońce dociera do innych gór. Ja dochodzę już na szczyt, z którego widać przepiękne jeziora Gokyo. I tak z jednego punktu na ziemi mamy możliwość obserwacji czterech 8-tysięczników.

Taka wędrówka na 5-tysięcznik daje o sobie znać. Na górze po chwilach radości przychodzi ogromne zmęczenie. Ruszam na dół, jednak im dłużej schodzę tym jest ciężej. Do lodgy docieram w kiepskiej formie. Tam jem zupę z czosnku pomagającą na chorobę wysokościową oraz aklimatyzację, a następnie udaję się na 2-godzinną drzemkę.

Po odpoczynku ruszamy do małej wioski Tagnag (lub też Dragnag – 4700m). Aby się tam dostać musimy przejść przez lodowiec Ngozumpa. Na szczęście nie potrzebny jest nam żaden specjalistyczny sprzęt. Lodowiec pokrywa gruba warstwa kamieni, czasami widać obrywy skał pod którymi znajduje się woda. Od czasu do czasu słychać też huk poruszającego się lodowca. Przejście lodowca zajmuje około 3-4 godzin. Szczęśliwie docieramy do naszej lodgy.

W Tagnag zostajemy na 2 noce. Pierwotnie mieliśmy zostać na dodatkowy nocleg w Gokyo, jednak głosowaniem (jeszcze przed dotarciem do Gokyo) zdecydowaliśmy iść dalej. Jednak nasz stan psychofizyczny wymagał odpoczynku. I na nasze nieszczęście w Tagnag nie było już tak rozbudowanej infrastruktury (w wiosce było tylko kilka domków).

Na część dalszą relacji z trekkingu w Himalajach opisującą przejście przez przełęcz Chola Pass (5420m) i dojście do Everest Base Camp (5364m) zapraszam do części drugiej postu tutaj.

Jeśli ten post uważasz za przydatny i masz ochotę wesprzeć moje działania, możesz postawić mi kawę klikając w link poniżej. Dziękuję!

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Cześć! Mam na imię Zuza. Uwielbiam podróżować, chodzić po górach i ćwiczyć jogę. Moim ulubionym kierunkiem jest Hiszpania, przeszłam tam kilka dróg Camino de Santiago. Stworzyłam ten blog aby dzielić się swoimi doświadczeniami z podróży.

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *