Lofoty i Senja – co zobaczyć na Lofotach w Norwegii
Lofoty to archipelag znajdujący się na północy Norwegii za kołem podbiegunowym. Słynie on z przepięknych fiordów oraz widowiskowych mostów łączących wyspy. Po drodze na Lofoty wybrałam się też na wyspę Senja, niedaleko Tromso.
Przylot do Tromso
Na Lofoty wybrałam się na początku czerwca 2019 roku. Moim zdaniem był to idealny czas, tuż przed rozpoczęciem sezonu, który zaczyna się 15 czerwca. Wyprawa przed sezonem oznacza dużo mniej ludzi na szlakach, a na początku czerwca możemy obserwować tam białe noce.
Norwegia słynie z wysokich cen. Jednak jak to się mówi Polak potrafi i nawet do tak drogiego kraju możemy wybrać się na budżetowy wyjazd. Do Tromso lecimy z Gdańska tanimi lotami. Aby wyjazd wyszedł bardziej ekonomicznie sporą część jedzenia kupujemy w Polsce. Norwegia ma też tą zaletę, że natura tam należy do wszystkich i można legalnie spać na „dziko” w namiocie. Także odchodzi nam koszt jedzenia, noclegu i zwiedzania – jedziemy w góry. Jedyny koszt to wynajem samochodu i paliwo. Samochód (a nawet 2, bo ekipa składa się z 7 osób) wynajmujemy na lotnisku w Tromso.
W Norwegii lądujemy po godzinie 20. Lot z Gdańska trwa prawie 3 godziny. Załatwiamy formalności związane z wynajmem aut i ruszamy w kierunku wyspy Senja. Już tego wieczoru spotykamy się z niesamowitym zjawiskiem. Jest godzina 23, a słońce nadal świeci! I nie wygląda na to, żeby miało wkrótce zajść. Kierowani raczej zmęczeniem postanawiamy zatrzymać się na jednym z parkingów po środku niczego. Jest to zajazd dla tirów, gdzie znajdujemy kilka stolików z ławkami, sklep z pamiątkami i jak się rano okazało również toaletę z bieżącą wodą.
Senja i szczyt Segla
Kolejnego dnia ruszamy w kierunku Segli. Mamy zamiar zrobić trekking i może spać gdzieś w okolicach góry. Po drodze mijamy niesamowitą naturę. Dla mnie ta surowa północna przyroda jest jedną z najpiękniejszych jakie widziałam. Woda wdzierająca się w głąb lądu między strzeliste ściany gór. Do tego zieleń traw, drzew. Wszystko czyste, w większości nieskażone działaniem człowieka. Aż chce się oddychać pełną piersią.
Aby wejść na Seglę (639m npm.) zatrzymujemy się na parkingu w miasteczku Fjordgård. Góra wygląda na nie do zdobycia. Pionowe ściany, z jednej strony otoczone morzem. Jednak na szczyt prowadzi dosyć łatwy szlak, którego pokonanie z parkingu zajmuje około 2 godziny.
Z góry roztacza się przepiękny widok na okolicę. Z trzech stron jesteśmy otoczeni przez fiordy Morza Norweskiego. Wokół inne strzeliste szczyty. A pod nogami 600-metrowa przepaść. Segla robi niesamowite wrażenie i jest cudownym początkiem wyprawy na Lofoty.
Gdy dochodzimy z powrotem do parkingu jest piątek godzina 22. A po drodze mijamy ludzi, którzy dopiero co zaczynają trekking na górę! Tak niesamowite są białe noce, że wyprawy w góry możliwe są o każdej porze dnia i nocy, a nie ma to jak spędzić weekend na wędrówce.
Po zejściu na parking postanawiamy poszukać miejsca na nocleg. Udajemy się na wschód, gdzie postanawiamy znaleźć miejsce przy jakiejś plaży lub parkingu. Po kilkudziesięciu minutach jazdy dostrzegamy piękną zatokę – Mefjordvær. Idealne miejsce na nocleg. Rozbijamy namioty i podziwiamy słońce utrzymujące się nad powierzchnią wody, choć jest sporo po północy. Nadaje ono wszystkiemu niesamowite, ciepłe kolory.
Jedziemy na Lofoty
Kolejnego dnia przemierzamy Senję i jedziemy do celu naszej wyprawy – na Lofoty. Po drodze co chwilę zatrzymujemy się i podziwiamy widoki. Na odpoczynek i obiad zatrzymujemy się w okolicach Narwiku. W Norwegii sporo jest miejsc kempingowych lub zadaszonych gdzie można rozłożyć swój piknik. Zaczyna padać, więc szczęśliwie znajdujemy miejsce z dachem i dostępem do wody. Po posiłku ruszamy w kierunku Lofotów.
Oficjalnie Lofoty zaczynają się od cieśniny Raftsundet – przejeżdżamy przez szeroki most, skąd możemy podziwiać cudowne widoki. Niedaleko mostu zauważymy świetnie położoną ławeczkę widokowo. Zatrzymujemy się i aby do niej dotrzeć przedzieramy się przez krzaki porobić parę zdjęć. Od tego miejsca do ostatniej miejscowości na Lofotach Å – przy okazji to najkrótsza nazwa miasta na świecie – mamy 186 kilometrów.
Ruszamy na południe i nie mogę napatrzeć się na piękno natury na zewnątrz samochodu. Czas staje w miejscu a wokół nas tylko morze i góry. Dla mnie to jedna z najprzyjemniejszych chwil w podróży – jazda samochodem przy dobrej muzyce i podziwianie widoków. Na Lofotach niczego z tej trójki nie brakuje. W końcu jednak znajdujemy przydrożną plażę, gdzie planujemy rozbić namioty. Biwakuje się tam jeszcze jedna rodzina i na szczęście ostrzega nas przed wielkimi przypływami podczas „nocy”. Gdyby nie oni nasze namioty pływałyby w Morzu Norweskim!
Lofoty – droga do Reine
Kolejnego ranka korzystamy z okazji pięknej pogody i możliwości wykąpania się w morzu. Choć plaża z wyglądu przypomina tą z Tajlandii, to temperatura wody ma tu kilka stopni. Zanurzam się w lodowatym morzu tylko na kilkadziesiąt sekund.
Przed nami kolejny dzień pełen oszałamiających widoków. Mijamy bardzo dużo plaż – jednak nikt się nie kąpie 😉
Reine
Po kilku godzinach jazdy docieramy do położonej na wyspie wioski Reine. Jest ona znana z trekkingu na szczyt Reinebringen, z którego widać ją w całej okazałości. My tym razem nie mieliśmy szczęścia i szlak na górę był remontowany. Zatrzymaliśmy się w wiosce na obiad i próbowanie lokalnych przysmaków.
Po zwiedzaniu Reine ruszamy do ostatniego punktu na Lofotach, do którego możemy dojechać samochodem – miejscowości Å. Jednak na miejscu nie ma wiele do zobaczenia, zaczyna padać deszcz a my rozpoczynamy poszukiwania miejsca na nocleg.
Jedziemy kawałek wcześniej do miejscowości Sørvågen, gdzie parkujemy za miastem i śpimy przy schronisku i wejściu na szlak trekkingowy.
Lofoty – trekking do Munkebu
Następnego ranka budzimy się przy wejściu na szlak (dokładna nazwa w google to Tindstinden hike trailhead) i postanowimy sprawdzić dokąd nas poprowadzi. Jest tam kilka wariantów ścieżek. My kierujemy się na Munkebu. Jest to totalne zaskoczenie. Widoki są piękne, a nie ma tam nikogo. Trasa biegnie wokół jezior, po drodze musimy pokonać parę łańcuchów. Na pewno jest to szlak mniej turystyczny, a warty uwagi ze względu na swoje walory widokowe i przygodowe.
Niestety pogoda się pogarsza i jest coraz zimniej. Wieje zimny wiatr, są pozostałości śniegu. Gdy dochodzimy na szczyt okazuje się, że jest tam schronisko – jednak klucze do niego można było odebrać w informacji turystycznej w Reine. Zmarznięci schodzimy do naszych samochodów – na szczęście pogoda zaczyna się poprawiać. A jeden z naszych kolegów, który nie wchodził na górę ugotował nam obiad – ŻYCIE JEST PIĘKNE!
Plaża Kvalvika beach
Jeszcze tego samego dnia jedziemy na plażę Kvalvika. Aby dostać się na nią od parkingu czeka nas około 2-godzinny trekking. Trasa nie jest trudna, jednak wyprawa z plecakami, po całodniowym trekkingu na Munkebu, dla mnie jest dosyć wymagająca. Jednak całe zmęczenie odchodzi gdy przechodzimy przez przełęcz, z której rozpościera się widok na Kvalvika beach.
Jest to tak niesamowite miejsce, że ciężko zarówno je opisać jak i przekazać za pomocą zdjęć. Zielona trawa, czyściutki piasek, strzeliste ściany gór, błękitny kolor morza. Cud natury. Do tego mamy to szczęście, że na miejscu jest tylko kilka osób. Gdy próbujemy rozłożyć namioty wiemy już dlaczego. Wieje niesamowicie silny wiatr. Mam obawy czy nie zwieje namiotów. Nasze konstrukcje przygniatamy znalezionymi kamieniami albo balami drewna.
Jednak widok jest wart wszystkiego. To jedno z najpiękniejszych miejsc w jakim byłam. Do tego niezachodzące słońce, które od około 23 daje tak niesamowite ciepłe i intensywne barwy. Poniżej zdjęcie z namiotu o godzinie 24. Jeśli jedziemy na Lofoty to moim zdaniem plaża Kvalvika powinna być punktem obowiązkowym.
Kvalvika z góry – Ryten
Po kilku godzinach snu postanawiamy wybrać się na szczyt Ryten (543m npm). Na szczęście pogoda poprawia się i mamy piękny słoneczny dzień. Szczyt znajduje się po prawej stronie plaży. Przed nami około 500 metrów podejścia, a im wyżej tym mniej wieje 😉
Z Ryten mamy cudowny widok na plażę Kvalvika oraz na okoliczne szczyty. Na górze można poczuć się jak na szczycie świata.
Dzika Norwegia
Po cudownych chwilach na górze schodzę na dół. Podczas zejścia przez cały czas mam widok na plażę. Nieustannie robi na mnie niesamowite wrażenie. Nawet pisząc ten post, po ponad 1,5 roku przypominam sobie jak tam było pięknie i budzą się we mnie emocje.
Po dotarciu na plażę zwijamy namioty i wracamy na parking. Po drodze mijamy już sporo osób – może po prostu większość nie ma planów nocowania na plaży i chce ją zobaczyć w dzień. Ale dzięki temu mieliśmy ją tylko dla siebie.
Zostały nam jeszcze 2 dni aby przejechać ponad 500 kilometrów i wrócić na lotnisko w Tromso. Ruszamy w kierunku Narwiku. Tej nocy zatrzymujemy się przy jednej z rzek i rozbijamy obóz. Tak mija wieczór przy ognisku i szumie wody.
Kolejnego dnia kierujemy się na północ. Chcemy jeszcze zajechać do Polar Parku – zoo, gdzie można zobaczyć zwierzęta żyjące na północy. Jednak jest on dosyć daleko i przypadkowo zatrzymujemy się na nocleg w małej wiosce – Matsvika. Okazuje się, że mieszka tam dużo Polaków, w sklepie nawet zauważamy napis po polsku mówiący: Proszę przykryć ziemniaki z powrotem :). Rozmawiamy z jednym z mieszkańców, który wskazuje nam jedną z miejscówek na grilla – Grillbu.
Chatka znajduje się na szczycie góry – czeka nas strome podejście około 400 metrów w górę. Ruszamy tam z zamiarem ugotowania kolacji i jesteśmy oczarowani. Decydujemy się tu przenocować. Oznacza to powrót do samochodu i kolejne podejście, tym razem z bagażem. To nasza ostatnia noc na tym wyjeździe, więc wykrzesamy z siebie te ostatki sił.
Polar Park
Ostatniego dnia budzą nas owce pasące się wokół chatki. Zbieramy się i ruszamy do Polar Parku. Lot do Polski mamy dopiero wieczorem o godzinie 20. Także czeka nas około godzina drogi do Parku, a następnie około 3 do lotniska w Tromso.
W Parku mamy okazję zobaczyć jelenie, wilki, niedźwiedzie a także swobodnie spacerujące renifery. To takie małe ukoronowanie naszej wyprawy. Zadowoleni ruszamy na lotnisko.
Wyprawa na Lofoty trwała tydzień, przy okazji zobaczyliśmy też kawałek wyspy Senja. Norwegia pozostaje jednym z moich ulubionych krajów. Ta czystość i nieskazitelność natury. Najbardziej w pamięci utkwiły mi białe noce i bajeczne kolory o północy. Piękne plaże i wysokie góry, których ściany opadają do morza. Podróż samochodem po krętej drodze. Polecam z całego serca!
Jeśli ten post uważasz za przydatny i masz ochotę wesprzeć moje działania, możesz postawić mi kawę klikając w link poniżej. Dziękuję!